Ostatnio w świecie hybrydowym zrobiło się głośno za przyczyną Marnirouge. Pod tą tajemniczą nazwą ukryła się alternatywna metoda dla miłośniczek zdobienia paznokci. sama uległam wpływom internetów i postanowiłam zbadać zaistniałą sytuację.
Ostatnio w świecie hybrydowym zrobiło się głośno za przyczyną Marnirouge. Pod tą tajemniczą nazwą ukryła się alternatywna metoda dla miłośniczek zdobienia paznokci. sama uległam wpływom internetów i postanowiłam zbadać zaistniałą sytuację.
Tym razem bardzo skromnie ale też wydaje mi się, że standardowo i bez rewelacji. Jako że kosmetyków mam w domu od groma, jednak jako typowa baba musiałam wpaść na małe co nieco do Rosmanna. Ale dzięki wcześniejszym rozeznaniom i nie ukrywam trochę podpatrzyłam co koleżanki blogerki nakupowały to wiedziałam na co mam postawić. Ja postawiłam na trzy firmy, Eveline, Lovelly i Bielende.
Zacznę w kilku słowach od mojego hitu, to jest coś co od dawna szukałam by uzyskać zajebisty efekt sztucznych rzęs. I znalazłam i jak zwykle jestem w tyle bo produkt istnieje na rynku już od jakiegoś czasu. Od dawna nie noszę sztucznych rzęs ale lubię efekt kiedy mam ich wizualnie dużo. Stosowałam różne odżywki by uzyskać lepszy efekt, sprawdziła mi się jak do tej pory tylko jedna z EVELINE , stosuję ją na okrągło i rzęsy faktycznie są w dobrej kondycji. Ale nic chyba nie stoi na przeszkodzie by je dodatkowo podrasować. I z pomocą właśnie przybył mi Fiber Lash. Malutkie drobinki, które po nałożeniu na wilgotny jeszcze tusz dają nam efekt przysłowiowej "Firanki"
Etykiety:
Subskrybuj:
Posty (Atom)